wtorek, 22 maja 2018

Jaki ojciec, taki syn [11]

— Nie, do kogucika mi daleko — odparł, zdając się luzować nagle, jakby fałszywie wierząc, że nie zauważę, jak się spiął na wspomnienie pewnego chłopaka. Przewróciłem oczami, bo nie w mojej intencji leżało dbanie o dobre samopoczucie tych smarkaczy, choć Oakley zdawał się mieć nieco więcej oleju w głowie niż przeciętna małpa z klasy obok. — W przeciwieństwie do pańskich korespondentów wierzę w ogólny sukces informatyczny. Celuję w programowanie i inne takie pierdoły. Jak nie wyjdzie w korpo, to zrobię z siebie drugiego Cukierberga. — Zamrugałem zdezorientowany, nie będąc pewien, czy na serio zostałem właśnie potraktowany całkiem inteligentnym wywodem przyszłościowym. Klękajcie narody.
— Oakley — zacząłem zdumiony, odwracając się w kierunku chłopaka, wciąż z książką w dłoni — ty jesteś inteligentny — przyznałem bez sarkazmu, bardziej z doskonale słyszalnym w głosie zdezorientowaniem. Podszedłem do biurka, kładąc dłonie na blacie i pochylając się do przodu, bacznie obserwując bachora. Chłopak spojrzał się tylko na mnie ni to z pogardą, ni to z oburzeniem. — Nie, serio, odnajduję w tobie ukryte pokłady człowieczeństwa. Na chuj bezcześcisz moje biurka i inne powierzchnie nieprzeznaczone do czynności stricte kopulatywnych, skoro jesteś w stanie podbijać światy? Wyglądasz na ogarniętego, z twojej płomiennej przemowy wnioskuję, że jakieś umiejętności jeszcze masz — wymieniałem, odliczając na palcach kolejne atuty chłopaka.
— No, muszę przyznać, że jestem prawdziwe zainspirowany twoją wiarą we własną przyszłość. Kto wie, może jeszcze ciebie zatrudnimy do instalacji ten pitolonej sieci elektrycznej, jak przekonam tych matołów do ruszenia dup z zastoju technologicznego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis