wtorek, 22 maja 2018

Jaki ojciec, taki syn [0]

Wypchnąłem z irytacją policzek językiem i uniosłem brwi, gdy Hopecraft przyniósł mi kolejną stertę papierów, uśmiechnął się w sposób, przez który nie mogłem się sprzeciwić i zwiał, rzucając na odchodne coś o Mińsku. Ja rozumiem wszystko, ale naprawdę, blondasek coś ostatnio na za dużo sobie pozwalał. Ja rozumiem, piąta klasa, te sprawy, ale na litość boską, jak nie radzi sobie z fuchą, to niech ją rzuci, a nie na nas zwala. I co? I musimy teraz pierwszaki oporządzać, świstki wypełniać, a idź pan w cholerę z taką polityką, no serio.
Chciałem mu to wygarnąć, ale wtedy przypominałem sobie, że w sumie to przecież wciąż robi mi za przychodnię, poradnię lekarską i grupę wsparcia w jednym, no i przede wszystkim go lubiłem, dlatego mogłem tylko przełykać z ciężarem potężną gulę w gardle i dalej odwalać brudną robotę, gdy ten sobie wyjeżdżał na Bahamy, czy chuj wie co.
Wypuściłem ze świstem powietrze z płuc, gdy w końcu doczłapałem do dyrektorskiego pokoiku, w którym prawdopodobnie trwała kolejna libacja alkoholowa, którą miałem czelność zakłócić. Przetarłem ze zmęczeniem chropowaty, pokryty kilkudniowym zarostem policzek, bo na to też czasu nie było i uniosłem ociężale dłoń, żeby zapukać do drzwi. Trzy razy i jeden, dodatkowy, tak dla pewności.
Miałem tylko nadzieję, że tym razem nie trafię w zły moment i nie zostanę skazany na kolejne prace społeczne w formie działań na rzecz zahamowania przyrostu naturalnego w naszej szkole.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis