sobota, 3 marca 2018

Więc chodź, pomaluj mój świat [8]

Stracę miano Królewny Balonowej, Waty Cukrowej, czy Puchowej Chmurki. Nie będzie już Landryny ani Pudrowych Cukiereczków, a Kumar w końcu stuli ten przeklęty, złocisty pysk i będzie mógł go wściubić w swój telefon, gdy będzie naparzał w klawisze, pisząc z Przewalską. Powinienem już szukać jakiś tanich sali ślubnych i nowego garniaka, jak już mnie weźmie na drużbę, świadka, czy cokolwiek to tam było.
Zwinne paluszki szybko walczyły z coraz to kolejnymi z pasmami, przedzielały następne kosmyki, nakładały nowe folijki i maziały tą śmierdolącą na kilometry farbą. Mimowolnie przymknąłem oczy, zamruczałem coś pod nosem i oddałem się chwilowemu masażowi, nie przeszkadzając mistrzowi w pracy. Niech się dzieje wola nieba.
— Voilà — rzucił nagle, odskakując od mojej osoby. — Musisz tak teraz posiedzieć jakoś czterdzieści minut, potem spłukać i gotowe — dopowiedział, zerkając na mnie ciekawsko i zdejmując przy okazji ufyfłane rękawiczki. Odwróciłem się do chłopaka, kiwając głową i uśmiechając się delikatnie, bo jeśli dobrze odwalił swoją fuchę, to będę bardziej niż szczęśliwy. Już nikt nie wrzaśnie za mną Barbie i będę mógł w spokoju przechadzać się korytarzami bez strachu przed potencjalnymi paparazzi.
— Dziękuję ślicznie. Pozwolisz, że kwestie materialne omówimy po dostrzeżeniu efektu? — Nie miałem zamiaru puszczać go stąd bez zapłaty, a co tam, jak burżuj. — No i jak ci się podoba w szkole, co?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis