sobota, 3 marca 2018

Więc chodź, pomaluj mój świat [6]

Po usłyszeniu mojego mienia tylko westchnął cicho i uśmiechnął się tym swoim firmowym grymasem, no i musiałem przyznać, zaczął wyglądać nawet znośnie. Szczególnie gdy jego twarz przestała wyrażać minę srającego kota na płocie, a przyjęła bardziej przystępny kształt, miły dla oka, dla duszy w sumie też, radujący jakieś tam estetyczne instynkty.
Po chwili zastoju rzucił, że możemy w sumie iść, nie ma co stać na korytarzu i czekać na niespodziewany zwrot akcji.
— Dobra, a więc daj mi farbę i inne potrzebne pierdoły, które są w zestawie oraz folia aluminiowa Plus potrzebna będzie gorąca, albo chociaż ciepła woda, bo na mokre włosy lepiej się wchłania — rzucił, gdy stanęliśmy na środku męskiego królestwa znanego również jako pokój mój i kochanego zasranego Hindusa. My nie narzekaliśmy, inni owszem, a to, że coś nam pewno zdechło, a to, że za głośno Yamir puszcza swoje trapy, a to inne pierdoły, od których tylko głowa puchła, a serce się radowało, bo w końcu zatrułeś komuś rzyć. — A, no i radziłbym ci zarzucić na ramiona jakiś ręcznik albo założyć koszulkę, której nie będzie ci szkoda. Plamy po farbie nie zmywają się, chociaż będę starać się uwalić cię jak najmniej. — Uśmiechnął się. Ładnie się uśmiechnął. Nawet bardzo.
Przewróciłem tylko oczami i wskazałem mu czekające już na biurku szpargały. Po wodę trzeba by było się rzucić na drugi koniec akademika. Westchnąłem tylko ciężko, bo już raz taką misę z wodą targałem, co za pierwszym podejściem zbyt dobrze się nie skończyło, no, chyba że bycie Misterem Mokrego Podkoszulka można nazwać sukcesem. Ale co innego mogłem zrobić, jak przemknąć z misą, którą nie wiedzieć czemu Yamir ze sobą przytachał (każdy wiedział, chciał doprowadzić zakład do skutku, żebym wymówek nie miał), przez cały korytarz w zawrotnym tempie, byle mi, jaki kotołak tego z rąk nie wytrącił, wrócić się do pokoju, zmienić koszulkę i spojrzeć na chłopaka z czystym „Jestem cały do twojej dyspozycji” w oczach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis