Już miałem coś prychnąć, ale w ostatniej chwili powstrzymałem się. Coś z tyłu głowy krzyknęło: hola hola, panie Miller, wstrzymaj konie i zatrzymaj powóz! Rodzice nie nauczyli kultury w domu? Ależ oczywiście, że nauczyli, więc trzeba to pokazać. Nadszedł czas na pokazanie tej bardziej wychowanej części mnie. Wziąłem głęboki oddech.
— Zatem ruszajmy, Nivanie Oakleyu. Prowadź. — Westchnięcie, przybranie typowego, łagodniejszego wyrazu twarzy i wpakowanie rąk ponownie w kieszenie.
Tak więc ruszyłem za chłopakiem w tylko jemu znanym kierunku. Trzymałem się o krok za nim, choć równie dobrze mogłem iść tuż obok niego. Ale to byłoby już zbyt nachalne i niegrzeczne, czyż nie? A ja chciałem być grzeczny jak najbardziej. Aż do zarzygania. Po kilku minutach dotarliśmy do drzwi jego królestwa. Jednak widok do tych najprzyjemniejszych nie należał. Zostawiłem to już bez komentarza. Drugie łóżko wskazywało na to, że nie zamieszkiwał tutaj sam.
— Dobra, a więc daj mi farbę i inne potrzebne pierdoły, które są w zestawie oraz folię aluminiową. Plus potrzebna będzie gorąca, albo chociaż ciepła woda, bo na mokre włosy lepiej się wchłania. — Rozejrzałem się po pokoju i złapałem pod boki. — A, no i radziłbym ci zarzucić na ramiona jakiś ręcznik albo założyć koszulkę, której nie będzie ci szkoda. Plamy po farbie nie zmywają się, chociaż będę starać się uwalić cię jak najmniej — dodałem, uśmiechając się szeroko. Może i nie wiązałem przyszłości z tym zawodem na rzecz bardziej ambitnych planów, ale ile to razy farbowałem włosy samemu sobie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz