sobota, 3 marca 2018

Więc chodź, pomaluj mój świat [4]

Mowa ciała zdradzała o człowieku dość dużo i to za każdym razem. Tu nie było wyjątków, gładkie, pewne siebie ruchy, wzdrygnięcia, spięcia, zacięcia się. Wypracowane gesty. Chłopaczyna zadzierał stanowczo nosa, puszył się i wręcz z chorą satysfakcją przyglądał się drugiej personie, mrucząc pod nosem, jaki to sprytny nie jest. Własne cechy zdecydowanie irytowały, gdy widziało je się u innej osoby, drażniły, męczyły, odrzucały.
— Niech no się zastanowię… — Przytknął dłoń do brody, wydął wargi, mrużąc przy okazji oczy i nadając sobie typowo filozoficznego wyrazu twarzy. Mogłem tylko przewrócić oczami, bo to, co się działo zdecydowanie, było czystą kpiną i zacząłem się zastanawiać, czy nie powinienem raczej skoczyć do Renuli, co z tego, że skończyłbym z wylanym na głowę kwasem zamiast farby do włosów. Byłoby mniej zachodu. — Zgodzę się, jednak najpierw podasz mi swoją godność — odparł finalnie z szerokim uśmiechem i opuszczeniem dłoni wzdłuż ciała. Westchnąłem cicho, bo cholera jasna, z kim ja mam do czynienia, co robimy i dlaczego to wszystko nie zapowiada się zbyt ciekawie.
— Nivan Oakley, cała przyjemność po mojej stronie — mruknąłem beznamiętnie, wzdychając cicho i licząc na to, że może na tym skończy się sam zaczątek tej błazenady i chłopak finalnie się zgodzi na udzielenie pomocy. Może.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis