— No nie wiem, domyśl się — parsknął, zmarszczył czoło i zaśmiał się pod nosem. — Potrzebuję odświeżenia tych kłaków, a sam nie umiem tego ogarnąć. Co ty na to?
Westchnąłem głęboko, mrużąc na chwilę oczy. Chłopaczyna wyglądał na równie społeczną flądrę i parszywego, cwanego gada co ja. Przeszły mnie ciarki, a mięśnie na chwilę się wspięły, by po chwili znowu swobodnie opaść. Albo zdobędę godnego mojej uwagi sojusznika, albo naprawdę cudownego wroga, z którym będziemy co rusz rzucać sobie kłody pod nogi. Choć ja grałem [prawie] czysto i brzydziłem się uciekania do jakichkolwiek paskudnych sztuczek i ułatwiania sobie za bardzo życia.
— Niech no się zastanowię… — dotknąłem dłonią podbródka, udając zamyślenie niczym jakiś antyczny filozof. — Zgodzę się, jednak najpierw podasz mi swoją godność — no bo przecież trzeba wiedzieć, o kim zacząć zbierać informacje.
Zanim doczekałem się odpowiedzi, zdążyłem kilka razy jeszcze go obejrzeć. Sylwetkę miał tęższą od mojej, chociaż swojej nie miałem nic do zarzucenia. Idealna, wypracowana przez lata ćwiczenia tańców towarzyskich. Jeden z lepszych okresów mojego życia. Oczy, błękitne, jak ocean w nieco wietrzny, burzliwy dzień patrzyły przenikliwie na wszystko i wszystkich. Mogłem jedynie domyślać się, co wyniknie z tej relacji. Jednak byłem pewien, jak nigdy w życiu, że nic dobrego. Wręcz czekałem aż nadejdzie moment, kiedy będziemy skakać sobie do gardeł jak wściekłe psy. Interesujące, doprawdy interesujące.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz