— Cesarstwo Anory. Nie ma rzeczy, której tam nie zobaczysz. — Szybko rozwiał wszystkie moje wątpliwości, potwierdził tezę i zaśmiał się cicho, na co mi pozostało już setny raz tego dnia przewrócić oczami i prychnąć cicho. — No, a ty? — odpowiedział dosłownie tym samym pytaniem, powielając mój schemat i przy okazji odrywając się wreszcie od parapetu, by znaleźć się niebezpiecznie blisko mnie. — Schyl się trochę, chcę sprawdzić jak się trzyma — rozkazał nagle, łapiąc mnie przy okazji za ramię i siłą ściągając w dół. Prychnąłem oburzony, czekając, aż szeleszczenie się skończy, dłoń zostanie zdjęta z ręki, a ja będę mógł się wyprostować bez obaw, że chłopak zarobi porządnego łupnia w szczękę.
Dostrzegłem tylko, że wyciera palce w koszulkę i odsuwa się o krok, co uznałem za wystarczający sygnał do tego, żeby wyprostować się i spojrzeć na posiadacza różowych włosisk.
— Wracając do twojego pytania, również Cesarstwo — mruknąłem, odchylając się do tyłu i oglądając go dokładnie od stóp do głów. Węższy, szczuplejszy, wytrenowany organizm. Niższy ode mnie, tyle wiedziałem. Przeciętny chłopak, co tu dużo mówić. — A jak to na razie wygląda? No i to raczej się nie dopierze, z tego, co mi wiadomo. — Zerknąłem znacząco na miejsce, w które wytarł farbę. Coś trafiam ostatnio na osobistości lubujące się wręcz w niszczeniu własnych rzeczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz