niedziela, 11 marca 2018

Poważne dyskusje przed migającym ekranem [0]

Cały ten semestr wydawał się być... nudny. Nic się nie działo, wszyscy byli wyjątkowo spokojni, nic nie kombinowali, nic nie planowali, nigdzie nie myszkowali. Po prostu, czas leciał do przodu, ja zaczęłam już rzadziej zaszywać się w szklarni, zamiast tego przyczepiłam się troszkę bardziej do Renee czy Yamira, zaglądałam przez ramię pochylającej się nad biurkiem Vene, coś tam zagadałam z nowymi uczniami i po prostu posyłałam im ładne uśmiechy. Kilka wycieczek nad jezioro, prawie przypłaciłam to czerwonym nosem, ale sytuację opanowałam dostatecznie szybko. Nos nosiłam troszeńkę wyżej, troszeńkę dumniej, a powiedzenie "czas leczy rany" w jakiś sposób się sprawdzało. W sumie to było naprawdę dobrze.
Może dlatego stwierdziłam, że warto zajrzeć do świetlicy z telewizorem, bo a nóż trafi się tam ktoś do pogadania i wspólnego spędzenia czasu przed telewizorem (umysł zajmować w końcu trzeba było). Z  fioletowym kocykiem zarzuconym na ramionach, włosami związanymi w kitkę pociągnęłam za klamkę prowadzącą do salki i...
moim oczom ukazał się James Hopecraft siedzący wygodnie na fotelu z nogami podciągniętymi do góry. Odchrząknęłam, przywdziewając na twarz niewyraźny uśmiech.
No tak, na kogo ja przecież mogłam trafić, bo zdecydowanie nie na normalną, niepopularną osobę, z którą mogłabym porozmawiać o jakiś głupotach. Musiał być to przecież James Hopecraft.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis