niedziela, 11 marca 2018

Odprawiając czarną magię [1]

Czas uciekał, a ja z tym wszystkim, z każdą relacją, z nauką, ze sobą samym stałem w miejscu i nie zapowiadało się na to, żeby cokolwiek się ruszyło. Jakby powrót Alexa zatrzymał momentalnie czas i odebrał mi możliwość poczynienia jakiegokolwiek ruchy, byle nie pogorszyć sytuacji, byle nie popsuć dosłownie wszystkiego, bo odnosiłem wrażenie, że cały wszechświat zmienił się nagle w porcelanę, której strukturę łatwo zaburzyć.
Ale jakimś cudem przetrwałem i pierwszy semestr mojego trzeciego roku na uczelni zleciał, jak z bicza strzelił i chyba mogłem w końcu nabrać powietrza w płuca, nie bacząc nawet na kwitnące w nich róże, czy margaretki. W końcu zrobiły tam trochę miejsca, rozrzedziły się, nie przebijały się przez skórę opinającą żebra. Przynajmniej tyle dobrego.
Miałem wrócić spokojnie do pokoju i przygotować się do gatunkizmu, przeczytać jakieś grube księgi, a raczej starać się to zrobić, odciąć się na chwilę od wspomnień niebieskich oczu, cholera, w końcu wróciły i odetchnąć z ulgą, bo coś ostatnimi czasy duszno w tej szkole, szczególnie gdy pewna blondynka i blondyn przemierzali korytarze, gdy dziwny brunet podążał za tobą wzrokiem, jak za ofiarą, czy gdy pewna dwójka kolorowowłosych szaleńców łypała na siebie nieprzyjemnym wzrokiem.
— Złapałam cię w końcu, Hortensjo! — Drgnąłem wraz z uderzeniem małego ciałka o moje, opleceniem ramion wokół torsu, czy też melodyjnym śmiechem, który skutecznie wybudził mnie z transu. Rozbawiona do granic możliwości Pelagonija wtulała się we mnie jak dzieciak, na co ja mogłem tylko odwzajemnić śmiech i również objąć ją ramionami, gładząc przy okazji po wąskich plecach.
— Hej, Jaśminku, robisz za kamień do curlingu? — Parsknąłem, dokładnie obserwując główkę, której wyjątkowo nie zasłaniała burza bielusieńkich włosów. Związane wysoko kosmyki i ładnie odsłonięta buzia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis