poniedziałek, 5 marca 2018

Więc chodź, pomaluj mój świat [12]

— Najlepiej wszystko. Nie lubię ograniczać się do określonych pytań. No, chyba że coś akurat przyjdzie mi do głowy — odparł z westchnięciem. Już po chwili na jego ustach zatańczył uśmieszek, a ja miałem ochotę tylko parsknąć śmiechem, schować twarz w dłoniach i zacząć się zastanawiać, z kim ja właśnie gadałem, bo zdecydowanie chłopakowi brakowało kilku klepek. Nie, że tak uważałem, po prostu tak było, a jego pyszałkowatość i pewność siebie była w stanie rozbroić ze względów czysto humorystycznych.
Usadowił się wygodnie, popoprawiał, wymiętosił na posłaniu, za co w sumie miałem ochotę go zabić, bo właśnie ocierał się swoim dupskiem o moją pościel, a na sam koniec w końcu znalazł dogodną pozycję i uśmiechnął łagodnie. Grymasem, który znałem doskonale, Przewalska szczerzyła się w dosłownie ten sam, wymuszony, wyuczony sposób, który był w stanie obrzydzić człowiekowi życie, bo nawet mimo pięknych dołków w policzkach, zdecydowanie przemawiał przez niego jad.
— Chyba cię posrało — mruknąłem, ściągając brwi i krzywiąc się znacząco. — Nie masz pytań, nie masz odpowiedzi, krótka piłka. — Nie miałem najmniejszej ochoty paplać chłopakowi od rzeczy, mruczeć biografię i zawalać faktami, szczególnie że takie błazenady odwalały najczęściej bohaterki niskich lotów lektur, które przeciętny, szary Kowalski mógł znaleźć w internecie i o ile sam nigdy nie błyszczałem w psychologicznych zagrywkach, tak naprawdę nie zniżałem się do poziomu legendarnego Gary Sue, czy naiwnej, dwunastoletniej gówniary z pierdolcem na punkcie zajebiście atrakcyjnych młodzieńców, na których szyi najchętniej by się uwiesiły i z niej nie schodziły.
Nie mam zamiaru mu lizać dupy.
Jeszcze nie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis