— Cześć Renee. — Na litość stwórcy, wszystko, tylko nie to, tylko nie łamiący się głos, tylko nie wypompowana z życia Przewalska, tylko nie przygaszony promyczek słońca, który tak pięknie przyświecał nam wszystkim. Oakley, przyrzekam, wyparuję stąd, znajdę cię i urwę ci jajca, a potem wepchnę tak głęboko w to rozorane na wszystkie strony, chude, parszywe dupsko, że ci kurwa mordą wyjdzie. Co jak co, ale nikt nie mógł tak traktować nikogo, a już ze szczególnością nie naszą bogu ducha winną masochistkę, która co prawda pchała się wszędzie tam, gdzie jej nie potrzeba, no ale to Wandzia, jej nie wolno tak kopać, ją trzeba miziać, ją trzeba tulać i ukochać mocno, bo chyba w sumie tylko tego potrzebuje, jak każdy zresztą. Dlatego nastolatka chyba tak przygasła, bo w końcu jakaś tam nadzieja została w pewien sposób zaprzepaszczona, zniszczona, ale co ja tam się znam, jestem tylko młodą starusieńką wiedźmą z Katowni, która w sumie gówno wie o moralności i wszelakich emocjach, chuj, przydałoby się pójść w ślady kuzynki Jonah i zjebać serdecznie tę posraną rodzinkę, zainteresować się czynnościami naturalnymi i oddać się uczuciom?
Taki miałam plan, co wyjdzie, nikt nie wie.
Tymczasem miałam być lepsza od siostry.
— Chodź, poobserwujemy razem struktury błędników czerwonolistnych, co ty na to?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz