poniedziałek, 5 marca 2018

Więc chodź, pomaluj mój świat [11]

Szanse stawiałem pół na pół. To, co usłyszałem chwilę później, niezwykle mnie ucieszyło.
— Niech będzie — mruknąłem, jednak nie do końca pewny tego, na co się zgadza. Ja natomiast topiłem się w świetle wygranej. — To co chcesz wiedzieć?
Musiałem się zastanowić. Cóż chciałem wiedzieć? Nie miałem konkretnego zestawu pytań. Westchnąłem głęboko.
— Najlepiej wszystko. Nie lubię ograniczać się do określonych pytań. No, chyba że coś akurat przyjdzie mi do głowy — powiedziałem, wwiercając spojrzenie w błękitne oczy chłopaka.
Nawet głupi domyśliłby się, że nie jedno naiwne dziewczę zostało przez nie pochłonięte, wymiętolone i wyplute na brzeg. Bo przecież dla takiej szuji nie istniały tego typu uczucia. Zegar tykał, a czas leciał. Jeszcze tylko trzydzieści pięć minut i będzie można zobaczyć efekt końcowy mojej pracy. Chociaż i bez tego wiedziałem, że efekt będzie zadowalający. Na Nivanie Oakleyu opadła aura niepewności, niepokoju i czy to wszystko zmierza w dobrym kierunku. Oczywiście, że nie. Jednak zależy, z której strony na to spojrzeć. Moja była o wiele lepsza. Bądźmy szczerzy, to nie był mój pierwszy i ostatni raz. Wiedziałem, jak grać. Miałem w tym swój styl. Nie uważałem tego za przesłuchanie i nigdy nie wyglądało to na zasadzie “konkretne pytanie - konkretna odpowiedź”. Starając się przyjąć jak najmilszą i najprzyjemniejszą postać, wyczekiwałem upragnionej odpowiedzi, ale i pytania. Sam także lubiłem być pytany. Doskonale wiedziałem co i jak mówić. Plan idealny, bez zarzutów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis