Podniosła się z kucek, ogarnęła i tym samym nieco mnie uspokoiła, bo ostatnie czego potrzebowałem, to gówniara tarzająca się po ziemi.
— Brązowy? To dosyć ciekawy kolor. Ja nie mam ulubionego, wszystkie uważam za ładne — odpowiedziała, na co ponownie uniosłem brwi.
Czyli nie tylko ja tak uważam i możliwe, że kłamstwo-niekłamstwo na temat ulubionego koloru było nieco nietrafione.
Co się stało, to się nieodstanie.
I rzeczywiście, brązowy był bardzo ciekawym kolorem. Szczególnie gdy tak pięknie się skrzył, krył w sobie radość, momentami zawód. Gdy żył.
A ja znowu zaczynałem pierdolić.
— Oprócz tego, bardzo lubię jeść sernik z rodzynkami, zwłaszcza ten, który piekła moja babcia — rzuciła nagle, oczywiście znowu całkowicie z tyłka, obracając tor konwersacji o kilkanaście stopni. — Ja to generalnie lubię słodycze — dokończyła, na co mogłem znowu przewrócić oczami i zamknąć książkę. Zbyt mocno, agresywnie zamknąć książkę.
— Słuchaj, świetnie to wiedzieć i naprawdę niesamowicie się cieszę, że z taką chęcią opowiadasz mi o swoim życiu — bo później zawsze można było, to wszystko wykorzystać — ale czy ja prosiłem cię o biografię? Przyszedłem tutaj w sprawie korepetycji, a tymczasem nie wiem, czego nie wiesz, nie wiem, w czym mam cię podszkolić i zamiast tego dostaję pieprzenie, teatrzyk i odpierdalanie jakiejś maniany. Kochanie, ja bez twoich złamanych rubli sobie poradzę, gorzej z tobą i z twoimi zaległościami. Marnujesz czas i mój i swój.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz