Zaczął się czerwień, co wyglądało bardzo zabawnie, zwłaszcza na jego twarzy, usianej wciąż wielobarwnymi barwami w stu odcieniach bieli. To wszystko przeplatało się ze sobą, tworzyło unikalny, wyjątkowy obraz, tylko dla moich oczu. Chłonęłam to, chciałam to wszystko zagarnąć i mogłam tylko nieco złagodnieć, uśmiechnąć się spokojniej, wziąć głęboki oddech i wciągnąć nosem papierową woń, wodę kolońską mężczyzny, zapach terpentyny, ale też potu i pokojowego zaduchu, który wskazywał, że przez ostatnie kilka dni właściciel koszuli nie bywał zbyt długo na świeżym powietrzu.
Musiałam tu zostać, poukładać kilka spraw, może nawet faktycznie sprowadzić Nibal. Byłam przecież na dobrej drodze, dzienniki prawie w całości udało mi się przetłumaczyć, pieśni powoli rozkodowywałam, jeszcze tylko kilka ostatnich wersów, ostatnie nuty, mogłabym rzucić wiązką energii w lustro i potwierdzić moją teorię, mogłabym w końcu się uwolnić albo nawet tam zostać, ale już na innych zasadach. Może nawet nie myślałabym o powrocie, zostawiłabym to wszystko za sobą. Jamesa. Dextera. Nervill. Sky się udało, Lilce też, Stelli tym bardziej, dlaczego w ogóle się wahałam, przecież teraz miała Nibal, wystarczyłoby, żebym znikła. Gdybym nie wróciła do AWU, to nawet nie wiedziałaby, gdzie indziej mogłaby mnie szukać.
A potem przyjrzałam się zmęczonym oczom mężczyzny i mogłam tylko wyciągnąć dłoń, chwytając tą jego, która akurat drgała niemrawo na stole.
— Ja... — Wiem przecież. Chciałam się odezwać, coś powiedzieć, ale mogłam tylko ścisnąć jego dłoń i znowu, tym razem nieco delikatniej, poszerzyć uśmiech. — Ja też się cieszę, że. Że tu jesteś. Cholernie się cieszę. Ze mną, znaczy. — A potem zobaczyłam ten jego i już wiedziałam, że podjęłam odpowiednią decyzję. Odchrząknęłam, nie chcąc zamilknąć w połowie.
— Chciałabym wytłumaczyć, ale masz własne problemy. I raczej nie potrzebujesz moich. Więc czy to jest ten moment, w którym każesz odpierdolić się gówniarze czy mam cień szansy? — zarzuciłam, ale mieszanina uczuć mężczyzny na moment zbiła mnie z patyku. — Znaczy, to nie tak, ja nie potrzebuję decyzji i tak dalej, po prostu... — Pozwól mi na siebie patrzeć. Nie odtrącaj mnie całkowicie. Daj mi się pokręcić wokoło, nie potrzebuję wiele, bo prostu widzieć twój uśmiech. — Wiem, że naruszam granicę i tak dalej, i że pewnie będziesz miał kłopoty w pracy i tak dalej, i jeszcze tych dalej razy pierdyliard. — Ale mi naprawdę wiele nie trzeba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz