— Nie zachowasz sobie choć troszkę nutki tajemnicy? — spytał, unosząc brew, tę pierdoloną, idealną, jak zresztą cały on, brew i stukając butem o twardą, ubitą przez podeszwy uczniów, glebę. Przejechał dłonią po swoim policzku, usta przyjęły niezrozumiały dla mnie grymas, a mi zostało przewrócić oczami, udając, że mało co sobie z tego robię. — Po co wyciągać swoje wszystkie karty na wierzch, panie ciekawski? Z Cesarstwa, pewnie jak większość. Przykro mi, że nie mogłem zaskoczyć ciebie czymś romantycznym, na przykład Valentine lub dziką Tajgą. Ale no... — W tym miejscu westchnął ciężko, a ja mogłem poprzysiąc, że mimo dzielącej nas odległości, czułem się, jakby chuchnął mi gorącym powietrzem prosto w ucho, szyję, policzek, cokolwiek. Mogłem to wręcz odczuć. — Akcent zawsze można udać. — Oczywiście musiał zaciągnąć ową cechą, zaznaczyć swoją wypowiedź, przyprawiając mnie o ściśnięcie klatki piersiowej, jakby postanowił najzwyczajniej w świecie na niej przycupnąć. — A ty? Skąd jesteś, jeżeli mogę zapytać? Czy wolisz jednak zachować odrobinę kuszącej tajemnicy?
Odwróciłem od niego wzrok i odchyliłem głowę, prażąc się w przyjemnych promyczkach słońca. Lepsze to niż trzydziestostopniowe mrozy, chociaż w sumie i jedno i drugie większej różnicy mi nie robi.
Jeśli mam być szczery, to dopiero po przybyciu owego osobnika zaczęło mi się robić niebezpiecznie gorąco...
— Bawienie się w tajemnice na takim poziomie, nie sprawia żadnej frajdy, jeśli mam być szczery — mruknąłem, prostując lewą nogę. W końcu wszystkiego dało się dowiedzieć, wyszukać, wystarczyło złamanie dwóch linijek kodu w pierwszej lepszej bazie danych, by dowiedzieć się, większości rzeczy, a co dopiero pochodzenia. — Również Cesarstwo, żadna to kusząca ciekawostka. — Przymknąłem oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz