czwartek, 8 lutego 2018

Wszyscy jesteśmy szaleńcami [7]

— Gdyby nie można było, to bym tutaj obok ciebie właśnie nie siedział, czyż nie mam racji? — odparł z szerokim, parszywym uśmiechem i już wiedziałem, kogo powinienem się w sumie wystrzegać. Bo Adam Walsh, mimo że cholernie ciekawy, to był również cholernie nieprzewidywalny i wręcz jebał niebezpieczeństwem. Nie mówcie, że nie, to da się wyczuć, to da się zobaczyć już w pierwszych chwilach rozmowy.
Trafiłem na czarną perłę w tym morzu nic niewartych małży. Trafiłem na kogoś, kto mógł zdobyć wszystko, powalić tłumy, pociągnąć za sobą dosłownie każdego, wystarczyłoby tylko ukazanie tych bielutkich ząbków i zmrużenie błękitnych ocząt.
I doskonale zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że mimo wszystko rozpoczęliśmy już krążyć wokół siebie jak wściekłe psy, obserwując się nawzajem morderczym wzrokiem, szczerząc kły. Doskonale widziałem dłoń, chudą, szczupłą, długą dłoń, która powoli przesuwała się ku mnie po oparciu, niby niegroźnie, jednak każdy świadomy wiedział, że po prostu zagarniał sobie przestrzeń. Rozciągał swoje terytorium, by samemu być w wiecznej strefie komfortu, podczas gdy reszta musiała się gimnastykować co zrobić, żeby nie zginąć.
— Wszystko się da. Trzeba mieć tylko odpowiednie kontakty i predyspozycje, a reszta idzie z górki — mruknął wreszcie, dalej zerkając na mnie spod zasłony rzęs, zakładając przy okazji nogę na nogę. Spojrzałem na nią, przeleciałem przez krocze, przeskanowałem klatkę piersiową, zatrzymałem się na twarzy, która dalej uśmiechała się tak paskudnie.
Założyłem łokcie na oparcie, rozłożyłem się delikatnie. Spierdalaj.
Palce zastukały szybko w drewno.
— W takim razie, czy mogę wiedzieć, skąd cię tu przywiało? — Nie mogłem utkwić wzroku w jednym miejscu. Czoło zbyt nudne, oczy zbyt piękne, nos zbyt idealny, usta zbyt pełne.
A idź do diabła.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis