Długie minuty ignorancji. Dziewczyna starała się jak gdyby nigdy nic czytać sobie w spokoju książkę, wertować kartki, skupiać się na tekście, podczas gdy ja wtłaczałam całą swoją energię w rypanie jej wzrokiem, męczenie, oglądanie od stóp do głów skulonej postaci, omijając zasłonięte fragmenty brzucha, który swoją drogą pewnie był bardziej płaski niż ten mój.
Nie ściągałam rąk z piersi, nie zmieniałam wyrazu twarzy, tylko sterczałam tak, jak najgorszy kat z irytacją wypisaną na twarzy, morderczym wzrokiem i pewno rozczochranym włosem, nie, nie rozwianym, rozczochranym, nie przypominam w żadnym stopniu upośledzonych blondyneczek antagonistek z dosłownie każdego filmu, jaki istnieje.
Odpadła szybciej, niż inni, co nieco mnie uszczęśliwiło. Najdłuższe boje i tak toczyłam z Oakleyem, który miał nade mną sporą przewagę, bo w końcu to on był tym, który ogarniał wszystkie te dziedziny, od zielarstwa, przez historię, po numerologię, a do tego obijał się po lekcjach, a mi i reszcie zostawało tylko fuczeć pod nosem, miażdżyć go wzrokiem i starać się opanować szalejącą w ciele zazdrość, bo wszystko przychodziło mu z łatwością godną pstryknięcia palcami.
— Czy coś nie tak? Chyba że podłoga też lubi znikać — spytała w końcu, zerkając na mnie niepewnie. Spięła się delikatnie.
— Znikać nie znika, ale zdarzało się, że służyła za urynał. Niby tu sprzątają, ale wiesz, jak jest. Mogę wiedzieć, co czytasz? — Przechyliłam głowę. Większość uczniów wręcz pochłaniała lektury, jak niektórzy alkohol i naprawdę chciałam się dowiedzieć, co wzbudza takie zafascynowanie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz