I wiedziałem, że zabiłem kurwa takim gwoździem, że trumny, w której spoczywała cała dobra i ciekawa atmosfera, nie dało się już otworzyć i całe napięcie chuj jasny strzelił i nie, wyjątkowo nie mój.
— Słucham? — spytał całkowicie zbity z tropu, a mi zostało jedynie powstrzymywać śmiech, bo może jednak coś mi się udało. Wybiłem chłopaczka z rytmu i w sumie to pewnie też go jako tako wgniotłem w siedzenie. Co jak co, ale sam spodziewałbym się czego innego niż chujowe "Ciecierzycą też?".
— Rozumiem, że coś ci nie wyszło? — Jeszcze chwilę temu bym przytaknął, teraz balowałem przez swoje małe zwycięstwo, które zwycięstwem było pewnie tylko w moich oczach. — Przykro mi, za ciecierzycą nie przepadam. — Zaśmiał się, melodyjnie, znowu, a mi znowu pozostawało zacisnąć szczęki mocniej niż zwykle i znowu się spiąć. — Ale ciekawa próba pociągnięcia rozmowy, nie zaprzeczę, chociaż musisz jeszcze troszkę poćwiczyć, bo nie wiem, czy wychowana panienka z dobrej rodziny poleci na losowe pytania rzucone w eter.
Zmarszczyłem brwi i odwróciłem od niego wzrok, udając, że wcale nie łapie mnie speszenie, że wszystko jest dobrze, a ja nie mam w sumie co się denerwować i niepokoić.
A potem zapaliła się lampeczka.
— Już poleciała — mruknąłem, nie powstrzymując uśmiechu i rzucając mu pewne spojrzenie, na bezczelnego, bo chwila zagubienia prysnęła szybciej, niż się pojawiła.
Bo przynętę zarzuciłem już dawno, a rybka dość szybko dała złapać się na haczyk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz