środa, 7 lutego 2018

Wprowadzenie: James [8]

Pokiwał w końcu głową, chwilę potem spoglądając na swoją dłoń. Zmrużyłem oczy, dostrzegając krew i już miałem się odezwać, gdy ten po prostu ją opuścił, ewidentnie zbytnio się tym nie przejmując. No cóż, James Miracles stawał się z każdą chwilą coraz bardziej interesującą personą.
— Kim jesteś? — rzucił nagle pytaniem w eter, wyrywając mnie z krótkiego zamyślenia. Spojrzałem prosto w zielone oczy, podnosząc brew.
Pytanie tak doskonale mi znane, w końcu moja własna siostra je uwielbiała (zdecydowanie zbyt mocno), a ja odpowiadałem dokładnie tak samo, za każdym razem znudzony, przewracając oczami.
— Fomą Przewalskim, wydawało mi się, że to już wiesz — odpowiedziałem, przystając na ostatnim schodku, pozwalając mu mnie wyprzedzić i chowając dłonie w kieszeniach.
Zapadła niewymowna cisza, oboje chyba byliśmy przynudzeni, może lekko zirytowani i ewidentnie nie chcieliśmy spędzać w swoim towarzystwie za dużo czasu.
— A ty? Kim jesteś? — odbiłem piłeczkę, może trochę podśmiewając się w myślach z tego znienawidzonego już przeze mnie pytania, ale odpowiedzi zdecydowanie nie oczekiwałem. — I jaki będziesz chciał kolor kuraletu? —zapytałem w końcu, ruszając do przodu bez spoglądania na chłopaka. — Czarny, biały, jakiś specyficzny kolor czy może tęczowy? — dodałem po chwili, odwracając się na pięcie, by przynajmniej patrzeć na twarz nowego ucznia.
Panie, stwórco, jak bardzo nie wierzę, tak teraz się modlę, żeby mieć to wszystko z głowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis