Wyprostowałem się jeszcze bardziej, uśmiech z twarzy zniknął, oficjalnie, tylko oficjalnie, i tyle go widziałeś.
No niestety chyba nie.
Odchrząknąłem, szybko przekartkowałem dokumenty i ponownie spojrzałem w zielone oczy, z których biła ta wyższość, tak interesująca, ale też niezbyt lubiana czy przyjemna. — Już cię prowadzę — mruknąłem, odwróciłem się na pięcie, stukając obcasem buta o posadzkę (to coś powróciło ostatnio, pewnie dodawało mi w jakiś magiczny i tajemniczy sposób pewności siebie, sam nie wiem). — Drugie piętro, pokój samorządu jest na samej górze, wydaje mi się, że sobie poradzisz i nie będziesz nas zbytnio potrzebować — stwierdziłem, uśmiechając się i otwierając mu drzwi. — Sekretariat na samym dole, nie wchodź bez kawy czy herbaty dla sekretarki, jeżeli chcesz coś załatwić. — Zresztą sam potrafiłem zrozumieć trochę biedną kobietę, w końcu użeranie się cały czas z Mińskiem musiało być wyczerpujące. — A dyrektorowi w ogóle głowy nie zawracaj — dodałem po chwili, ruszając za Jamesem wgłąb budynku.
Szybkim krokiem, jak najszybszym, żeby mieć go tylko z głowy,
— Biblioteka czerwony budynek, stołówka w głównym, pilnuj godzin, jeżeli chcesz coś zjeść, ale i tak lepiej po prostu zaprzyjaźnić się z kucharkami i mieć wstęp wolny do kuchni, przynajmniej kawę można sobie trochę lepszą zrobić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz