I oto fioletowowłosa dziewczynka z piegowatym noskiem i nieśmiałym uśmiechem. Tak, to zdecydowanie była Izel Carter, dzięki której mój humor choć troszkę mógł się poprawić.
— Przepraszam, popraw mnie, jeśli się mylę, ale czy przypadkiem to nie ty masz mnie wprowadzać? — zapytała niepewnie, zaczynając przy tym rozmowę i podnosząc głowę do góry, a mnie wmurowało, bo skąd nowa uczennica miała wiedzieć, że ja to ja, że ja ją mam wprowadzić i dedukując, należę do samorządu? Znajomości, kto wie, może nawet rodzina na naszej uczelni, tylko sprytnie ukryte zażyłości?
Odchrząknąłem, szybko wyrywając się z transu i poprawiłem okulary, które już zdążyły zjechać z mojego nosa.
— Właśnie tak, wcale się nie mylisz, Foma Dymitr Przewalski, miło mi poznać — przedstawiłem się, uśmiechając się szeroko. — Jak mniemam, ty jesteś Izel Carter — mruknąłem, spoglądając w kartę. — Więc tak, to ja mam ciebie wprowadzić i teraz pytanie od czego chciałabyś zacząć, czy mam ciebie zaprowadzić do pokoju i już tam przekazać wszystkie dokumenty, a po drodze opowiedzieć o szkole czy na przykład wolisz wszystko zobaczyć? — zapytałem, spoglądając na dziewczynę spod oprawek. — Do wyboru, do koloru, jak ci wygodniej, bo to ty masz się czuć dobrze — dodałem po chwili, uśmiechając się i prostując, bo znowu zacząłem lekko się garbić, a przecież trzeba było grać, że wszystko jest ok.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz