Zaśmiał się. Czyli nie jest tak źle. Westchnąłem, przełykając ślinę, cały czas lekko zdenerwowany gafą. No cóż, czasu się nie cofnie.
A przynajmniej ja tego nie zrobię, nie ta moc, sorry-memory.
— Jeśli nie zajmie to zbyt dużo czasu, to wolałbym zostawić pakunki w pokoju, o ile to nie problem, oczywiście, bo równie dobrze mogę z nimi jeździć i nie krępuj się, możesz mówić o chodzeniu, każdy wie, o co chodzi, a ja nie mam zamiaru robić afery o nic — odparł naprędce, dłonie opuszczając i kładąc je na poręczach wózka. Cały czas utrzymywał na twarzy szeroki uśmiech i w sumie było to bardzo... budujące na duchu. Miłe, bo raczej najczęściej dostawało się gburowate spojrzenia. Pokiwałem głową w odpowiedzi.
— Bez problemu, co prawda pokój jest na czwartym piętrze, ale w akademiku mamy windę, więc dostaniemy się tam bez problemu. W dodatku wskoczę do pokoju samorządu, bo jest na tym samym piętrze i przekażę ci kuralet, jeżeli pozwolisz — powiedziałem, odwzajemniając uśmiech chłopaka. — Tylko jedno pytanko, jaki kolor? Do wyboru, do koloru, dosłownie, od czarnych i białych do tęczowych, choć sam poleciłbym ci te czarne, bo najmniej widać wszelkie rysy i inne zniszczenia. To co, czas w drogę? — zapytałem, poprawiając okulary na nosie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz