poniedziałek, 19 lutego 2018

Strach na wróble [13]

Kto by się spodziewał, blondyneczka była absolutnie wybita z rytmu, mrugała jak nienormalnie i zastanawiała się, gdzie tak w sumie się znalazła i jak się znalazła. Zdecydowanie nie było z nim dobrze, zdecydowanie zataczał dziwne orbity we własnym umyśle i zdecydowanie był pod wpływem, pytanie tylko czego? Nosiło go, no i nawet namolne ukrywanie rączek po kieszeniach nie przeszkadzało w doglądaniu się delikatnego drgania. Paralitycy sami w tej szkole albo ćpuny, albo fanki z IQ godnym głazu.
— Jakieś szanse, że znasz tego gościa od jointów i że będzie miał przy sobie vernyl? — spytał nagle, całkowicie wgniatając mnie w fotel, przyprawiając o zmarszczenie brwi i stężoną dawkę niepewności wymieszaną z niepokojem.
Vernyl?
Jakieś super hiper niesamowite to nie było, niebezpieczne owszem, ale i tak.
Vernyl?
V e r n y l?
— Vernyl? — spytałem, gapiąc się na niego jak sroka w gnat. Nie, że nie słyszałem, czy coś, ale zdecydowanie już od dawna nie spotkałem się z kimś, kto gustowałby w tym prochu. Nawet od bardzo dawna, bo kontakt się już urwał i nawet z imion ich nie pamiętałem. Westchnąłem tylko ciężko. Z kim ja się zadałem. — Sam nie mam z nim kontaktu, ale mój towarzysz coś od niego kitra, możemy do niego skoczyć i dopytasz się o to i owo — dodałem, przecierając twarz. Wtyki Złocisza z dnia na dzień zadziwiały mnie coraz bardziej, bądźmy szczerzy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis