Szybka wymiana walentynkami, oczywiste odczytanie ich i uśmiech na twarzy, byle sprawić tej drugiej osobie radość i sprawiać wrażenie, że jednak wiesz co robić i wcale nie czujesz się nieswojo, bo temat nie chciał się zagaić, rozmowa była sztywna, a ty sam miałeś ochotę zniknąć gdzieś pod ziemią i nie wracać. Zdecydowanie.
Jednak oboje zaśmialiśmy się, poprawiliśmy sobie nawzajem humor i chyba oboje stwierdziliśmy, że w sumie to nie jest aż tak źle.
— Też nie jestem zbyt dobrym poetą, ale mam nadzieję, że będzie okej — mruknęła, z dziwną pustką w zielonych oczętach, które natychmiastowo wyblakły. Znikanie w swoim świecie myśli było już chyba jedną z podstawowych rzeczy spotykanych u każdego na kampusie i obowiązkiem ucznia AWU było zostać wybudzonym przez inną osobę jakąś cichą, głupawą kwestią. Ludzie zaczynali czasem przypominać żywe trupy.— I pozwolę, herbaty nigdy nie odmawiam — dodała po chwili, wracając, posyłając mi uśmiech i rzucając we mnie ulgą, bo widocznie trafiłem, jeśli chodzi o napój. Przynajmniej tyle dobrego. — Zwłaszcza, że moje zapasy prawdopodobnie topią się w wannie, bo pewien ruski misiek jest na mnie zły — powiedziała jeszcze na dokładkę, a ja pokiwałem głową. Już w sumie nic mnie tu nie zdziwi, nie po zobaczeniu tego, jak wyglądają ręce Hopecrafta, nie po tym, co przeżyłem z Yamirem i nie po tym, co sam zaczynałem momentami przeżywać. Naprawdę, parzenie herbaty w wannie już gdzieś kiedyś widziałem. Ruskie misie też. Tak, zdecydowanie.
— A więc, mademoiselle, zapraszam. — Wystawiłem jej łokieć z uśmiechem na ustach i wspomnieniem Przewalskiej, która kiedyś, po podobnej kwestii wyjechała do mnie z wręcz perfekcyjną, francuską wymową. Niech cię, Wandaleno.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz