Chłopak zabłądził gdzieś daleko, znowu. Ale nie przeszkadzało mi to, dawało czas na pomyślenie, zanim powie się coś, czego potem będzie się żałować. Lepiej tak, na spokojnie, robiąc wszystko delikatnie i ostrożnie.
— Herbata? — spytał, budząc się. — Zawsze i wszędzie, o ile nie sprawię problemu — dodał, sam sobie odpowiadając.
— Nie, skąd, będzie mi miło, jak będę miała towarzystwo — powiedziałam, krocząc powoli w stronę wyjścia.
W tym upale trzeba było jednak trochę przyspieszyć, jeżeli nie chcieliśmy dojść do pokoju cali mokrzy. Chłopak otworzył masywne drzwi, za co byłam mu bardzo wdzięczna. Przeszliśmy do akademiku i zaczęliśmy się wspinać po schodach, cały czas w ciszy, lecz nie tej uciążliwej, ale tej uspokajającej, lekkiej. Poza tym czułam, że znowu gdzieś odpłynął, a nie chciałam mu przeszkadzać. W końcu jednak musiałam coś zrobić, kiedy prawie uderzył się w głowę o wystającą belkę. Nie moja wina, że jest tak wysoki.
— Uważaj! — krzyknęłam prawie, łapiąc go za ramię i ciągnąc do tyłu, tuż przed wypadkiem. — Ładnie tak, wpadać głową na belkę? Biedna, leci na nią niebieska głowa, a nawet nie może się odsunąć — powiedziałam, spoglądając to na wystający kawałek drewna, to na Aurela. Zaraz jednak parsknęłam śmiechem i pociągnęłam go dalej w bok, co musiało śmiesznie wyglądając, biorąc pod uwagę różnicę wzrostu. — Chodź, to już tutaj — powiedziałam, otwierając szeroko drzwi. — Zapraszam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz