Miałam ochotę się rozpłakać. Bo beznadziejny dzień. Bo dużo pracy. Bo chmury. Bo okres. Bo życie jest beznadziejne. Bo herbata się wylała i trzeba było sprzątać. A nie było nikogo, który by mnie przytulił, podrapał po plecach, tam, gdzie nigdy sama nie sięgałam. Albo chociaż ktoś z kim mogłam pogadać, z kimś kto zrozumie, z kim będzie można pomilczeć, a nie być zasypanym potokiem słów. Po prostu, żeby ktoś siedział obok, żeby ta samotność nie otaczała mnie tak z wszystkich stron.
Złapałam książkę pod pachę i wyszłam z pokoju, sama nie wiedząc, gdzie zmierzam. W końcu zdecydowałam się pójść po pokoju Fomy, bo nie widziałam go jeszcze w tym roku, a miło się przywitać. Zapukałam w drzwi, a po cichym "proszę" uchyliłam je i powoli wkroczyłam do pokoju, zauważając tam dziewczynę, z którą jeszcze nigdy nie rozmawiałam, siedzącą w objęciach chłopaka. A jednak wiedziałam kto to jest, każdy by wiedział. Te same zielone oczy, rysy twarzy, jasne włosy i ten charakterystyczny błysk w oku, gdy na siebie patrzyli. Bez wątpienia rodzeństwo. Poczułam uczucie zazdrości, nagle tęskniąc za moim braciszkiem, którego tu nie było. A tak bardzo chciałam go tu ze sobą zabrać w tym roku, ale nie, on musi zostać ze swoją dziewczyną. Mówiłam mu, że nie może uzależniać od niej całego życia, ale jak to mówią, miłość jest ślepa, a tak było również w wypadku Oscara.
Rumieńce wlały się na moje policzki i zaczęłam się powoli wycofywać, nie chcąc wtrącać się innym do rozmowy.
— Cześć, nie przeszkadzam? — odważyłam się zapytać, bardzo nie chcąc wracać do bolesnej ciszy. Ujrzałam ciasteczka czekoladowe, a z buzi prawie zaczęła mi ciec ślinka. Ile ja bym teraz dała za ukochany przysmak.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz