Drgnęła, dopiero gdy dostrzegła, w sumie na równi ze mną, pająka, który dalej swobodnie wspinał się po ścianie, merdając potężnym odwłokiem, pewien swojej przewagi nade mną, bo oto przy nim stała największa obrończyni paskud tego roku. Miał rację, bo nastolatka po chwili zamknęła go w dłoniach i podreptała do okna, zadowolona ze swojej ingerencji i zagrania roli bohatera stawonogów.
Ale w tym momencie to ja mogłem się zaśmiać i okazać swego rodzaju wyższość, bo zmrużone oczy padły na mnie, a z ust wypłynęła krótka prośba o uchylenie okna.
Założyłem ręce na piersi i oparłem się bokiem o parapet, nie powstrzymując szkaradnego i szczwanego uśmiechu. Firmowego uśmiechu numer trzydzieści dwa. Oczęta nastolatki wwiercały się we mnie jak dobrze i mocno dokręcana śruba, a na buzi malowało się zniecierpliwienie całą tą sytuacją, jednakże koniec końców moja ręka dosięgnęła klamki i spełniła prośbę Izel. Wiedziałem, że tego pożałuję, bo pająk wróci z odsieczą i to specjalnie do mojego pokoju, mogłem wręcz się o to założyć.
— Ratujesz tak dosłownie każdego, jaki się napatoczy?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz