sobota, 10 lutego 2018

Niech żyją pajęczaki! [3]

Dziewczyna zaczęła grzebać w potężnej torbie przewieszonej przez wątłe ramię. Ściągnąłem brwi, zdejmując rękę z głowy, bo nie bolała tak bardzo, a pewno już włosy rozczochrałem do granic możliwości. Założyłem ręce na piersi, nie opuszczając wzroku z mniejszej sylwetki.
— Łapki masz, zawsze można je wyrzucić za okno, żeby zrobiły sobie porodówkę gdzieś indziej. A czy są brzydkie, zależy dla kogo. I owszem, jestem nowa, miło mi, Nivan, Izel jestem. Skąd znam twoje imię? Jestem po prostu bardzo dobrze poinformowana, bo mam koleżankę z wyższego rocznika. — Tym razem moje brwi powędrowały ku górze, bo nawet nie miałem zamiaru ukrywać zdziwienia jej słowami. Nie, nie odpuszczę im, Izel, zakodować, skąd mnie znasz, wszystko jasne. Cholerni stalkerzy, już nawet w szkole człowiek nie może się czuć bezpiecznie, czy oni wiedzą o nas absolutnie wszystko? Psychopaci. — Na migreny, żebyś nie warczał. Uprzedzając, nie, nie jest trujące, to tylko środek przeciwbólowy — mówiąc to, wystawiła w moją stronę fiolkę z dziwnym, błyszczącym napojem, którego pochodzenie niestety, ale nie było mi znane.
Chrząknęła cicho, skuliła nico, zmalała w oczach. Jak ten robak. Przyjdzie, pownerwia, pokaże się, po chwili znowu zniknie, albo uda, że tak właściwie to nic nie zrobiła. Przewróciłem oczami, coraz większe dziwactwa w tej szkole. Czekam na odpalenie ruchu antyrobakobójczego. Do boju stawonogi, czy jak to tam miało.
— Podziękuję. To wcale nie tak, że ci nie ufam, bo dopiero co cię poznałem, okazuje się, że wiesz, jak się nazywam i bijesz mnie książką po głowie. Po prostu nie trzeba, serio. — Uśmiechnąłem się delikatnie. — A więc Izel, tak? Czemu akurat robaki, co?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis