sobota, 10 lutego 2018

Niech żyją pajęczaki! [1]

Nowy rok, nowy start, nowe persony, nowy ja. Tak to było? Tak? Niedoczekanie, znając życie, tym razem nagrabię sobie o stokroć bardziej, niż w zeszłym. Cholera, tarapaty to moje drugie imię, ciekawe czemu tym razem wyląduję u tego starego chuja na dywaniku. Jeśli będzie znowu chciał mnie wtrynić na te zajęcia dla sfrustrowanych seksualnie nastolatków, którzy nie wiedzą, w którą dziurę mają wsadzić fiuta, to grubo się chłopina myli. Prędzej sobie żyły wypruję, niż znowu będę prowadził to cholerstwo.
Nie ukrywam, czekałem na dostrzeżenie w tłumie majaczącej, zielonookiej istoty, które nieprzerwanie powalała mnie na kolana coraz to nowymi sytuacjami. Matko, uwielbiałem tę dziewczynę i niech jej włos z głowy spadnie, a nie ręczę za siebie.
Wtem na horyzoncie pojawił się demon w zwierzęcej skórze. Pieprzony pająk, który nieubłaganie się do mnie zbliżał, przebierając długimi, paskudnymi odnóżami. Ociepanie, ja ci się nie dam, już mi raz gniazdo w pokoju założyliście, więcej na to nie pozwolę.
I już miałem łupnąć w niego szkolną gazetką, gdy na mojej głowie wylądowała potężna księga oprawiona w grubą okładkę. Z trudem powstrzymałem przekleństwo, które koniecznie chciało wydostać się z mojego gardła i ubliżenie owej osobie.
— Nie na mojej warcie! — Fioletowowłosa paniusia, która widocznie była niespełna rozumu. Zasłoniła pająka i wyglądała, jakby chciała mnie co najmniej spalić na stosie za brak człowieczeństwa wobec robala. — Ja rozumiem, że można nie lubić, ale tak ci bardzo to w życiu przeszkadza? — Burzowa chmura zawisła nad dziewczyną, jej brwi od nadmiernego ściągania prawie się zetknęły, a mi zostało przewrócić teatralnie oczami.
— Te małe gnidy zrobiły sobie porodówkę z mojej komody, zasnuły nićmi pół ubrań i są kurewsko brzydkie, a poza tym, popierdoliło cię doszczętnie? Cholera jasna, będę miał migreny — burknąłem, zaciskając palce na włosach i masując obolałe miejsce. Westchnąłem cicho. — Jesteś nowa, prawda? — Dodałem łagodnie, bo nie ma co wzburzać wojen pierwszego dnia. Miałem być przecież miłym, rodzinnym Nivem, prawda? Prawda?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis