Nieprzyjemny błysk w oku blondyna zjeżył mi włos na karku. Nie byłem w tym momencie proszonym gościem, nie chciał mnie tu i wręcz czułem, że najchętniej to użyłby mnie do wycierania kurzu z pierwszej lepszej półki.
Przyjście tu nie było dobrym pomysłem, zdecydowanie nie było dobrym pomysłem. Powinienem stąd iść, powinienem był całkowicie zniknąć z kampusu, wrócić do domu i jeździć co trzy, cztery dni do szpitala, całkowicie się wykreślić. Czego ja w ogóle się spodziewałem po moim zachowaniu? Yamir ma rację, karma istnieje i teraz daje mi po pysku z chorą satysfakcją.
Już miałem się odwrócić, przeprosić i wyjść, bo absolutnie nie miałem ochoty na bawienie się w typowego Oakleya, który będzie strzępił pysk o dosłownie wszystko, gdy blondyn utwierdził mnie w miejscu swoimi słowami.
— Połóż się na kanapie, ściągnij koszulkę. Co ci jest, jakie masz objawy, co konkretnie ciebie dopada? — Uśmiechnąłem się. Tak zwyczajnie, z jakąś tam nadzieją, że może się uda, że jakoś mi pomoże. Dlatego dostosowałem się do instrukcji i gdy ten zasłonił rolety, znowu tylko pstrykając, pozbyłem się górnej części ubioru.
— Za dzieciaka stwierdzili u mnie niewydolność nerek — mruknąłem, podchodząc do sofy, którą wskazał mi chłopak. — Ostrą niewydolność. Leciałem na dializach, potem zakwalifikowali na przeszczep i w sumie to wszystko było dobrze do teraz. — Nie ma to, jak dzielić się swoją biografią. Uwaliłem się na meblu, mimowolnie wcześniej zerkając na potężną bliznę na brzuchu. — Wyniki poleciały mi na łeb na szyję, sypiam jeszcze mniej, wymiotuję, czuję się, jakbym miał parkinsona i odnoszę wrażenie, że za chwilę zejdę. Obawiam się, że — chrząknąłem cicho, odwróciłem wzrok w stronę oparcia — że ona też mi padnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz