wtorek, 6 lutego 2018

Idzie facet do lekarza, a tam Hopecraft [2]

Fakt, że ktoś mógł mi zrobić zdjęcie, jak wchodzę do pokoju samorządu i nakablować Herze, żeby miała co wściubiać do niesławnej, szkolnej gazetki, dyndał mi gdzieś pomiędzy nogami i jakoś nie chciało mi się przywiązywać do tego większej uwagi.
I w sumie, to nie zdziwiłbym się, gdyby Hopecraft kazał mi teraz spierdalać, bo pewno i jemu te wszystkie nieprzyjemne szpilki, metki i ploteczki jakoś niespecjalnie się podobały. Chociaż pewnie i tak go kurwica trafiała trochę mniej, niż mnie, bo byłem dość przewrażliwiony na tym punkcie, mimo tego, że sam sobie owe łatki przyklejałem i paradowałem z nimi, jak gdyby nigdy nic.
— Coś się stało? — zapytał dość nietypowym dla niego tonem albo przynajmniej takim, którego do tej pory nie przyszło mi słyszeć. Chrząknąłem cicho, poprawiłem się w miejscu i zamknąłem drzwi, tak na wszelki, bo chciałem zachowywać jeszcze jakiekolwiek pozory dbania o swoją prywatność.
Trzeba będzie poszperać w dokumentach i bazach danych.
— Plotki... Kiedyś tam usłyszałem plotki, że ktoś widział, jak podobno — zatrzymałem się i ściągnąłem brwi, niepewny swoich słów, bo brzmiały idiotycznie — kogoś uzdrowiłeś? A do tego ostatnio, po tym, jak cię Wanda odwiedziła, to jakoś tak lepiej wyglądała i pomyślałem, że. — Westchnąłem cicho, podrapałem się po karku i mruknąłem sam do siebie. Nie mówiłem nigdy o tym otwarcie. Nie przyznawałem się do tego, że jestem jakkolwiek ułomny, gorszy od innych. W końcu jak to, Nivan ma jakieś problemy zdrowotne? To jednak nie jest tak wytrzymały, jak się wszyscy tego spodziewali? Nie jest tym młodym, pięknym, zwinn... Srał pies. — Byłbyś w stanie mi pomóc?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis