wtorek, 20 lutego 2018

Idzie facet do lekarza, a tam Hopecraft [16]

I przyrzekam, nigdy nie spotkałem się z sytuacją, by ktoś tak szybko zerwał się z krzesła i rzucił w moją stronę, przynajmniej nie z taką miną i takim błyskiem w oku. Nim zdążyłem jakkolwiek zareagować, blondyn był w stanie już chwycić mnie za rękę, porwać do środka i usadzić stanowczym ruchem na tej ich tutejszej w miarę wygodnej kanapie, chociaż zdecydowanie do najdroższych nie należała. Widać, że Mińsk jedynie sobie funduszy nie szczędził, a reszta to już egal, byle sanepid nie miał się czego uczepić.
— Skoro czujesz się cholernie źle, nie ukrywając, wyglądasz jak gówno, to dlaczego przyszedłeś tak późno? — Oburzenie w jego głosie, tak realne i tak bardzo słyszalne, przyprawiło mnie tylko i wyłącznie o powolne przewrócenie oczami i sapnięcie. Bo zazwyczaj przechodzi po godzinie albo dwóch? Bo zdecydowanie ciągłe łażenie do kogoś ze sprawami, które bezpośrednio nawiązywały do mojej osoby, jakoś średnio mi się podobało i szczególnie tego nie praktykowałem? Bo nie?
Zdjął prędko te swoje rękawiczki, nawet nie traktował ich już kamuflażem, podał mi wszystko na tacy, na co odpowiedziałem jedynie spięciem mięśni i ugryzieniem się w język. Zwinne rozpięcie guzików, z którymi sam zawsze miałem problem, a potem te jego dziwaczne czary-mary, przynoszące prawie natychmiastową ulgę, ciche westchnięcia i odciążenie, którego w sumie bardzo w tej chwili potrzebowałem.
Hopecraft był w tym momencie jak morfina i to pod wieloma względami.
— Za mało wczoraj wypiłeś — stwierdził, oburzenia nie zdejmował z głównej ścieżki dźwiękowej, a ja znowu wywaliłem oczy na drugą stronę, bo to wcale nie tak, że doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. — Trzeba będzie zacząć bardziej kontrolować ci dietę, musimy cię umówić z dietetykiem. I wprowadzić parę nowych technik, kiedy masz luźniejsze lekcje, bo będzie czekać nas mała wycieczka zapoznawcza do specjalisty znajomego?
I tym razem to ja nie ukrywałem mojego poirytowania, bo co? Dietetyk? O czym on pierdolił, nie nie zamierzam łazić jak debil po specjalistach od siedmiu nieszczęść, którzy włupią mi kolejny raz to, o czym doskonale zdaję sobie sprawę. Zdrowo, białe mięso, strączki i dużo wody, ewentualnie cię naszprycujemy jakąś kaszą. Nie, spieprzaj, nie mam zamiaru się tam ciągać, ty blond, paskudna szujo, ty pierdolony narcyzie, ty...
— W sumie to termin może być dowolny — odparłem cicho, spoglądając na Hopecrafta spod półprzymkniętych oczu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis