Szłam korytarzem, nie mogąc uwierzyć, że naprawdę to robię. Rozglądałam się, szukając pewnego wysokiego blondyna, który chyba mógł mi pomóc. Od czasu wakacji borykałam się bowiem z pewnym problemem. Z którym nie mogłam sobie poradzić sama, a z tego co słyszałam tu i tam, członek samorządu był idealną osobą to tego.
Bo oczywiście, na wakacjach było super, fajnie i cieszyłam się, że mogłam spędzić czas z rodziną. Ale matka musiała się czegoś przyczepić. W skrócie przepytała mnie z zaklęć, które miałam wkuwać w czasie tego roku. I chociaż zdałam oficjalne egzaminy, jej egzaminu nie zdałam, a to wszystko co ją obchodziło (chociaż pewnie gdybym nie zdała oficjalnych to by ją nagle obchodziło).
Westchnęłam, dostrzegając w końcu opierającego się o ścianę Jamesa. W końcu. Nie rozmawiał akurat z nikim, ale musiałam się pospieszyć zanim ktoś inny go zagada, w końcu zawsze miał coś do zrobienia. Dlatego nie mogłam go wcześniej złapać. Podbiegłam do niego, ledwo wyhamowując przed nim. Zadarłam głowę do góry, zaglądając w brązowe oczy chłopaka.
— Cześć — powiedziałam, uśmiechając się. — Znamy się już, ale nie wiem czy mnie pamiętasz, w końcu tyle uczniów wprowadzałeś. Sofia, Zosia, czarownica. I właściwie w tej sprawie przychodzę. Możemy pójść gdzieś, gdzie jest odrobinę... ciszej?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz