sobota, 24 lutego 2018

Co się odwlecze, to nie uciecze [7]

Czyżbym uczuł chorą satysfakcję z wglądu w oczęta dziewczyny, które zachodziły łzami, przez które przemykały cienie przerażenia, bólu, czy też zmęczenia całą tą sytuacją. Znałem moje zapędy sadystyczne, masochistyczne również, ale aż tak? Czy naprawdę łzy u niewinnej istoty były w stanie otworzyć u mnie zapadkę z endorfinami aż tak mocno, by zalały ciało i wciągnęły na usta niewybredny uśmieszek, którym każdy już wymiotował? Którego każdy miał dość?
Yamir mnie zabije, złapie, ubije na miejscu, rozerwie na strzępy, zrobi sobie ze mnie figurki i postawi nad kominkiem, gdy już wybuduje sobie ładny domek rodzinny, posadzi drzewo i spłodzi syna.
I wtedy dziewczyna kontynuowała małe zabawy, uśmiechnęła się równie parszywie, równie parszywie zatrzepotała rzęskami i złapała mnie za dłoń, by odciągnąć ją od swojego polika.
— Nie dotykaj mnie. — Wręcz mogłem usłyszeć stado żmij wariujących w jej strunach głosowych, wręcz mogłem uczuć, jak zmienia dotykiem w lód, jak gorzko się nagle zrobiło.
A mi wszystko ulżyło, bo pozbyłem się zbędnego balastu. W drastyczny sposób, zły sposób, ale przynajmniej nie będę miał świergoczącej nastolatki nad uchem, przyczepiającej się do tyłka, proszącej o uwagę i widocznie czekającej na coś więcej, podczas gdy ja nie mogłem jej tego dać.
— Jak sobie życzysz — odparłem tylko, zakładając ręce na piersi. — Coś jeszcze?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis