sobota, 24 lutego 2018

Co się odwlecze, to nie uciecze [6]

Obrzydliwy uśmiech, tak bardzo niepoważny i znowu ta wyższość w błękitnych, cudownych oczach, od której powoli zaczynało mnie mdlić. W kilku krokach znalazł się przy mnie, za szybko, zbyt gwałtownie, tak, że nawet nie udało mi się troszkę cofnąć, nie pozwolić mu na następny ruch. Dłonie na moich policzkach, delikatne zdjęcie łez z rzęs.
— Wandziu... — wymruczał moje imię jak rasowy kot, uśmiechnął się, pokazując przy tym zęby, a ja zamknęłam oczy, byleby nie spoglądać na jego twarz, byleby nie patrzeć w te błękitne, te, w których cały czas tonęłam ukochane oczy. — Niczym. Jesteśmy absolutnie niczym. — Zimna informacja, nagły chłód i walka o oddech, bo moje płuca jakby zostały zgniecione natłokiem informacji, przestały normalnie funkcjonować.
Kto wie, może Nivan rzucił się na mnie i połamał mi żebra? W sumie to brakowało tylko jego parsknięcia śmiechem, wzruszenia ramionami i powrócenie do tego, co było przed chwilą. Wszystko ok, dalsze granie, że nic się nie dzieje.
A przecież doskonale wiedziałaś, że to wszystko się tak skończy, że skończysz w łóżku z mokrą poduszką i pościelą, czerwonymi oczami oraz podrażnionym nosem.
Równie chłodny uśmiech z mojej strony, brak reakcji oraz zatrzepotanie rzęsami.
— Nie dotykaj mnie — syknęłam, zdejmując powoli jego dłoń z mojego policzka.
Oj, w pokoju zdecydowanie zrobiło się zimno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis