piątek, 23 lutego 2018

Co się odwlecze, to nie uciecze [3]

Przemknęła szybko do pokoju, woń letnich owoców agresywnie zaatakowała moje nozdrza, złoty kucyk prawie obił się o twarz, a ciężar nagle spadł na duszę, przyprawiając mnie o trudności w złapaniu oddechu.
— Cześć — wyszeptała tylko drętwo, nawet nie obdarzając mnie krzywym spojrzeniem. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że ta rozmowa nie będzie przyjemna, że żadne z nas nie wyjdzie z niej ubawione, a raczej zdołowane i rozmemłane, jak papka dla niemowląt. Jednak z uporem maniaka próbowałem wmówić sobie, że to wszystko nic nigdy dla mnie nie znaczyło, że ta znajomość była dokładnie taka sama jak inne, prędka, szybka, bez zobowiązań i z dużą dozą zabawy i psucia innych. Dlatego zostawało mi tylko westchnąć cicho, przejechać palcami przez granatowe różowe włosy i zamknąć drzwi, odwracając się do Przewalskiej.
W sumie to dawno nie widziałem jej tak rozbitej, tak zagubionej i niemrawej i chyba nigdy nie widziałem jej krzywo stawiającej stopy, tak, jak w tym momencie. Gdzie te dystyngowane, idealne ruchy pani perfekcyjnej?
— No... — Opuściła wzrok jak zbity szczeniak. — Jak już wiesz, bo ci o tym mówiłam, musimy porozmawiać — przerwa — o nas. O tej całej niewygodnej relacji, o tym, w jakim kierunku to wszystko idzie i no... Rozumiesz, prawda?
Uniosłem brwi, poprawiając ręce zaplecione na piersi, prostując się nieco bardziej. Poprawiła ton, zachowanie, znowu przybrała wizerunek damulki. Czyżby w końcu zaczynała dostrzegać, co jest na rzeczy? Co się dzieje? Jak się dzieje? Że coś zgrzyta, cofa się, psuje harmonię, jak zacinający się odtwarzacz?
— Rozumiem — odparłem niskim mruknięciem, dalej dokładnie lustrując ją wzrokiem. — Więc co takiego mamy sobie do powiedzenia? O co chodzi? — Zmiana tonacji, nieco wyższy głos, prychnięcie, firmowy uśmieszek czterdzieści sześć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis