Jak się okazało, dziewczyna nie postanowiła zostać mi dłużna i taka wymemłana, zawinięta w koc, z rozwianym włosem i obolałym spojrzeniem, zaczęła się do mnie zbliżać. Dość smętnym, bo pewnie uważającym, by nie wywołać ataków bólu brzucha, krokiem, ale jednak nie mogłem zaprzeczyć, mimo wszystko było w nim coś dumnego, jakaś namiastka gracji i wandziowatości. Nivan miał rację, ustawiona dziewczynka, córeczka polityka, która od zawsze była jak od najdokładniejszej linijeczki.
Jednak przymknąłem oczy i uśmiechnąłem się delikatnie, gdy zawinęła włosy za uszy i nachyliła się nade mną, z szelmowskim uśmiechem, łobuzerskim nastawieniem i szczyptą ponętności.
— Bardzo chętnie skorzystam z propozycji — mruknęła, wywołując krótki dreszcz na długości całego kręgosłupa. Już po chwili znalazła się tuż przy drzwiach, całkowicie gubiąc gdzieś po drodze ten cały uwodzicielski ton, którym zdecydowanie chciała zagrać mi na emocjach. — Ale niestety, czas goni, lekcje same się nie zrobią, a książki nie przeczytają, przykro mi — powiedziała, wzdychając po chwili. — Pozdrów ode mnie Niva, gdy wróci. — Kiwnąłem głową, gdy dziewczyna na mnie spojrzała, bo myślę, że bucowi nawet w chwili przysłowiowego focha zrobi się nieco lżej na sercu, gdy usłyszy, że jednak komuś na kim ździebko zależy i ktoś o nim pamięta.
— Dzięki za zaopiekowanie się mną — powiedziała z charakterystycznym pomrukiem w głosie, wyrywając mnie przy okazji z błogiego rozmyślania i za chwilę znowu odsyłając w inny wymiar za pomocą krótkiego, niepozornego puszczenia oczka. Po chwili opuściła pokój, zostawiając mnie w kropce, z niezłym mętlikiem w głowie i widokiem zielonych oczu, który ciągle wizualizował mi się w głowie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz