sobota, 24 lutego 2018

Co się odwlecze, to nie uciecze [11]

Nawet na nią nie patrzyłem. Nie zerkałem na to, jak uwala się na podłodze, jak ryczy, jak smarczy, jak łka, niczym rozpieszczony bachor, który nie dostał cukierka. Dźwięk tłuczonego szkła, bitego szczeniaka, czy obdzieranego ze skóry człowieka nie równał się dźwięku łamanego na tysiące części serca. Żaden odgłos nie podniecał tak bardzo, jak ten należący do wywłoki człowieka, która to właśnie ginęła gdzieś w odmętach wszechświata, uświadamiając sobie, że tak właściwie bajki nie istnieją.
I płakała u mnie na podłodze, podkurczając kolana, kuląc się w sobie i prawdopodobnie zasłaniając twarz rękami, wydając z siebie nieludzkie odgłosy, a ja musiałem przyznać, że wyjątkowo ładne ptaki szybowały wokół terenów akademii, wyjątkowo urokliwe drzewa rosły wokół niej i wyjątkowo zakochane pary snuły się po okolicach, kurczowo ściskając swoje dłonie, namiętnie szepcząc sobie na ucho i szczerząc się, bo w końcu stoi obok nich ktoś, kogo kochały.
I musiałem przyznać, że mimo faktu, iż Przewalska i ja byliśmy niczym, to dziewczyna siedziała mi głęboko w sercu. Solo. Beze mnie.
Może dlatego też tak pilnie chciałem ją stamtąd wypędzić.
— Udana ta rozmowa — powiedziała nagle, przy czym towarzyszył jej dźwięk unoszonego ciała. Zerknąłem na nią. Rzeczywiście, czerwona na twarzy, ze spuchniętymi oczami, ledwo widocznymi zielonymi, mocno wybijającymi się tęczówkami i napęczniałymi, malinowymi wargami, widocznie je zagryzała.
Przykre.
— Zdecydowanie — odparłem, uśmiechając się delikatnie i krzyżując nogi w kostkach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis