Pokiwał głową, pomagając mi się podnieść. Dłonie były zimne, ale kuszące. Opuściłem wzrok, bo w końcu rozmowę moglibyśmy przesunąć, zacząłem panikować, bo co ja mam powiedzieć, udawajmy, że wszystko jest ok i tak do końca świata, przytulajmy się, całujmy, nawet nie ważmy wypowiadać żadnych słów, bo to się skończy źle, ja wiem, że to się skończy źle.
Szmaragdowe oczy obserwowały mnie uważnie, studiowały, a ja znowu poczułem się jak ofiara, na którą poluje potwór z głębin, morski stwór.
— Który z nas zaczyna? — Krótkie pytanie z jego strony, ja się spiąłem, uścisnąłem mocniej dłoń chłopaka, bo może jeszcze da się to przełożyć, ale przecież się nie dało, dlaczego ja podejmowałem w ogóle ten temat, dlaczego nie możemy jeszcze troszkę poudawać?
Odchrząknąłem, wyślizgując swoje palce z tych jego, odwróciłem się i schowałem twarz. Podniosłem krzesło z podłogi, postawiłem je ciut za mocno, bo był huk, ja wręcz odskoczyłem, ale hej. Jest ok. Westchnąłem, siadając na nim okrakiem, ręce kładąc na oparciu i spoglądając na Dextera. Okulary zjechały mi prawie z nosa.
— Wszystko jedno — mruknąłem. W końcu rozmowa, to rozmowa, rozpoczęcie to najmniejszy problem. — Dobra, ty możesz. To co, pytanie za pytanie, jak zawsze? — zapytałem, poprawiając okulary.
Niech zacznie się ta cała zabawa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz