niedziela, 14 stycznia 2018

Bezwładnie [4]

Odgarnął jakiś zagubiony kosmyk z mojej twarzy, a ja parsknęłam beznadziejnym śmiechem. Zawsze tak robił.
— Nie. Chyba nie, wyjątkowo — odpowiedział, mrucząc i pogładził mój policzek. Miał ciepłe palce. I delikatne. — Jest dobrze, ogólnie rzecz ujmując — stwierdził, a na jego twarzy pojawił się uśmiech, a ja wyboru nie miałam i mogłam go tylko odwzajemnić. — Chcesz się przejść? Spacer do altanki, ładna pogoda, świeże powietrze. Dobrze ci zrobi. — Odsunął się trochę ode mnie, a ja w odpowiedzi pokiwałam głową, uciekając wzrokiem. Zdecydowanie dobrze mi to zrobi, w końcu świeże powietrze zawsze pomaga, czyż to nie jest świętą prawdą?
I z uśmiechem na twarzy stuknęłam dwa razy obcasem, po czym złapałam go za dłoń i zaczęłam ciągnąć w kierunku wyjścia, bo na korytarzu było duszno, ludzie na siebie wpadali i w ogóle nie uważali, tłoczno, zdecydowanie za tłoczno, bez powietrza, które przecież było nam potrzebne do życia. Zbyt gwałtownie, a ja potrzebowałam spokoju, musiałam uporządkować rzeczy w głowie, bo choć nie miałam takiego bałaganu jak mój biedny brat, to jednak coś się z półek sypnęło, a wkładanie odpowiednich myśli na miejsce zawsze trwało. I potrzebowało świeżego powietrza.
Właśnie dlatego wzięłam tak głęboki oddech, gdy tylko wyszliśmy przed budynek.
— W końcu — mruknęłam, zamykając oczy i uśmiechając się. Nieświadomie zastukałam kilka razy palcem o dłoń niebieskowłosego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis