No dobrze. Może było trochę późno na wycieczkę do kuchni. Tak troszeczkę. Dochodziła północ, ale co poradzić, jak skończyły mi się ciastka czekoladowe, a ze względu na zakaz słodyczy nie dało się ich kupić więcej? A ja nie wytrzymam bez pysznych, słodkich ciasteczek. Założyłam więc bordowy płaszcz na koszulę nocną, czarne kapcie w kształcie smoków i poszłam do kuchni. Na szczęście nikogo nie spotkałam po drodze. Przemykając się korytarzami, czułam się jak na tajnej wyprawie.
Kuchnia była duża, z wieloma blatami, piekarnikami i garami. Poszukałam szafki ze słodkościami, ale najwyraźniej zakaz słodkości dotyczył także sfery gastronomicznej. Zdecydowałam się, zamiast tego sama upiec ukochany przysmak. Zaczęłam szperać po szafkach, w poszukiwaniu potrzebnych składników, lecz nie mogłam nic znaleźć. Nagle zauważyłam słoik z mąką i już miałam go w rękach, gdy usłyszałam za sobą głośny śmiech. Ze strachu upuściłam słoik, który natychmiast poturlał się po podłodze, przy okazji rozsypując wszędzie mąkę. No, przynajmniej nic się nie potłukło. Obróciłam się i zauważyłam Fomę, stojącego w drzwiach i wyraźnie rozbawionego sytuacją. A mimo wszystko miałam wrażenie, że nie jest bardzo zadowolony z tego nagłego spotkania.
— A co tu panienka robi o tej późnej godzinie? — spytał, podnosząc brew.
Podniosłam szybko z ziemi słoik z białym proszkiem, przy czym więcej się rozsypało. Zarumieniłam się więc jeszcze bardziej.
— Eeee, no, ja miałam ochotę na coś słodkiego — kaszlnęłam zawstydzona — ciastka czekoladowe. Ale trochę nie mogę znaleźć składników. A pan, w jakim celu tu przyszedł? — spytałam, spoglądając nieco śmielej w zielone oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz