— Napisanie wypracowań to pół biedy jeszcze dla mnie, bo w miarę umiem lać wodę, gorzej z kuciem, ponieważ nienawidzę recytowania definicji, słówek, z zaklęciami niby lepiej, ale nadal moja zmora. Ale i tak przyroda mnie najbardziej przeraża, umrę kiedyś przez tą nauczycielkę. — Na zakończenie westchnął ciężko, a ja się zaśmiałam. Z zaklęciami raczej nie miałam problemu, a przynajmniej nie na poziomie, na którym tu się uczyliśmy, bo dla matki moje umiejętności czarowania nie były wystarczające. Nigdy nie były.
— To prawda, kucie jest gorsze. Te wszystkie terminy i liczby. Szczególnie to ostatnie. — Odpędziłam jak najszybciej tę myśl, próbując zapomnieć, że istnieje coś takiego jak numerologia. Bo szłam tu ze złotookim, do ukochanego miejsca, nie były mi obecnie potrzebne przykre myśli.
— Wiesz już, co robisz w wakacje? — spytałam, spoglądając do góry. Bo był wyższy, mało, ale jednak. Sama pewnie wyjadę do rodziny, w końcu bardzo za nimi tęskniłam i zmuszą mnie do odwiedzin. W myślach już słyszałam głos Zilki obiecującej mi dzban herbaty malinowo-porzeczkowej, własnej roboty, jedynej w swoim rodzaju. I ciasteczka czekoladowe z tajnego przepisu. Mama nie umiała piec. Ani gotować. Dlatego często chodziliśmy (albo tylko ja, ze zgodą mamy, lub nie) na obiad u cioci. Tak, raczej wrócę na wakacje do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz