niedziela, 7 stycznia 2018

Czarny jak wiersze Kobrovej i włosy Dextera [4]

— Nie będzie potrzeby, serio. Rzecz normalna w bliższych relacjach, zdarza się, zwłaszcza gdy jest to dwójka chłopów o własnych zdaniach i nosach noszonych ciut za wysoko. — Uśmiechnęłam się, spoglądając na Fomę, gdy czyścił biurko. Przynajmniej nie miał za dużego tego nosa, więc może go spokojnie zadzierać. Ja za to jutro chyba będę miała, sądząc po tym, jak mnie piekł. Rzadko odczuwałam tak dużą niechęć do ludzi, z którymi jeszcze nigdy nie rozmawiałam. — Więc nie ma co się przejmować, kilka, kilkanaście minut i tu wróci, i znowu będzie dobrze. No... to dlaczego ci ta nieszczęsna Kobrova nie pasuje? — Spojrzałam na niego, a potem na tomik nadal leżący mi na kolanach. Sam w sobie był lekki, ale przez wiersze zawarte w nim wydawał się conajmniej trzy razy cięższy.
— Nie wiem, mówiłeś, że będą smęty, ale nie spodziewałam się tego. Po prostu strasznie smutne są. — Przerwałam na chwilę, pociągając nosem, no nie, nie znowu katar. Przyczepił się do mnie i nie chciał pójść. — Zastanawiałam się, czy wiesz coś więcej o jej życiu. Czy było tak samo smutne jak jej wiersze? — Zamyśliłam się, rozmyślając o jednym z pięciu wierszy o samotności w tomiku. — Nie robiło jej się smutno przez pisanie tego? Bo mi się robi od samego czytania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis