sobota, 6 stycznia 2018

Czarny jak wiersze Kobrovej i włosy Dextera [3]

Dziewczyna weszła niepewnie do środka. Spojrzała na krzesło pytająco, a ja skinąłem głową, uśmiechając się, bo w końcu po co miałbym trzymać ją na stojąco?
— No, właściwie to przyszłam tu pogadać o wierszach. Bo nie do końca mi ta Kobrova jednak leży. — Opuściła wzrok na buty, a ja parsknąłem śmiechem. No tak, były ciężkie, zdecydowanie ciężkie. — Ale ty wyglądasz jakbyś potrzebował pogadać. Gdybyś chciał porozmawiać, to zawsze jestem — stwierdziła, uśmiechając się i spoglądając mi w oczy, a ja ściągnąłem brwi i zastukałem kilka razy o blat stołu, kręcąc przy tym stopą. Zdecydowanie nie czułem się zbyt pewnie. Szybko powróciłem jednak do poprzedniego wyrazu twarzy, uśmiechając się.
— Nie będzie potrzeby, serio. Rzecz normalna w bliższych relacjach, zdarza się, zwłaszcza gdy jest to dwójka chłopów o własnych zdaniach i nosach noszonych ciut za wysoko — powiedziałem, parskając śmiechem pod nosem i odwracając się w kierunku biurka, by ogarnąć te nieszczęsne dokumenty porozrzucane po całym blacie. — Więc nie ma co się przejmować, kilka, kilkanaście minut i tu wróci, i znowu będzie dobrze. — No — ponownie zerknąłem na brunetkę. — to dlaczego ci ta nieszczęsna Kobrova nie pasuje? — zapytałem, zakładając nogę na nogę i odchylając się do tyłu. Niby wszystko niedbale, a przy okazji uważnie obserwowałem Sofię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis