czwartek, 4 stycznia 2018

Czarny jak wiersze Kobrovej i włosy Dextera [2]

— Tak? —  Obrócił się na krześle i spojrzał na mnie. Zaraz potem zniknęła mu z twarzy mina zmęczonego mopsa i pojawił się wymuszony uśmiech. 
— Ah, to ty, wchodź, wchodź, mam nadzieję, że pan Davon nie zamienił ciebie w kamień swoim przerażającym spojrzeniem. — Uśmiechnął się pod nosem, a ja odruchowo potarłam dalej obolały nos. Ale rzeczywiście czułam się jakoś niekomfortowo po takim potraktowaniu, przez, bądź co bądź, nieznajomego.  — No... to o co chodzi? 
Teraz również ja westchnęłam. Postawiłam parę kroków w przód i spojrzałam na krzesło. Foma tylko kiwnął głową na znak, żęe mogę siadać. Klapnęłam więc na krześle i ułożyłam książkę na kolanach, upewniając się, że leży prosto. 
— No, właściwie to przyszłam tu pogadać o wierszach. Bo nie do końca mi ta Kobrova jednak leży. — Odrzuciłam ręką do tyłu włosy, podciągając przy tym cienki sweterek. Spojrzałam na buty, których czubki znowu stały się czarne. Dlaczego trzeba było je wiecznie czyścić? — Ale ty wyglądasz jakbyś potrzebował pogadać. Gdybyś chciał porozmawiać, to zawsze jestem. — Uśmiechnęłam się, spoglądając w zielone oczy blondyna. Oczy zielone, życie szalone. Kawałek z rymowanki z dzieciństwa przemknął mi przez głowę, przez co prawie parsknęłam śmiechem. Z tego co obserwowałam jego młodszą siostrę (a przynajmniej wydawało mi się, że to jego młodsza siostra, nigdy z nią nie gadałam, ale podobieństwo było niezaprzeczalne) do niej to lepiej pasowało. Może Foma stracił tę nutkę szaleństwa gdzieś po drodze? A może tak jak ja miał problem z otwieraniem się ludzi i to zwariowanie było, ale nie takie oczywiste?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis