czwartek, 4 stycznia 2018

Konflikt biblioteczny [11]

Po lekcjach czmychnęłam jak najszybciej do biblioteki, omijając ze spuszczoną głową nauczyciela, który stał i wszystkim groził. Pewnie chciał obronić łowców. Albo jeszcze lepiej, chciał ducha sam dla siebie. Już kto go tam wiem, czy nie jest przypadkiem magiem i nie chce użyć do w jakiejś miksturze. Wymieszać z suszoną, a następnie prażoną wątróbką z żaby, jakimś pyłem elfim, rogiem jednorożca albo jeszcze inną magiczną miksturą. Wcale bym się nie zdziwiła. W końcu zawsze szedł jakiś zbulwersowany całym światem, obrażony na wszystkich. O lekcjach z nim nie wspominając. Całe te "sztuki artystyczne", które brzmią tak dumnie i chwalebnie, sprowadzają się do nudnego ględzenia o starych malarzach i rzeźbiarzach. Nie rozumiem, jak komuś może się to podobać. No ale cóż, każdy lubi co innego, a ja nikomu tego na pewno wytykać nie będę. 
Po drodze prawie wpadłam na czarnoskórą dziewczynę, która myślami zdecydowanie była gdzieś daleko. Miałam do niej zagadać o to, czy idzie może do biblioteki, ale zniknęła gdzieś w tłumie. 
Gdy doszłam do innego budynku, a konkretnie do drewnianych drzwi biblioteki, większość uczniów usłyszała już co się dzieje i gromadziła się licznymi grupkami przed budynkiem. Stanęłam z tyłu, obserwując wszystkich, zorientować się kto stoi po czyjej stronie. 
Po prawej od drzwi stał niebieskowłosy chłopak, jakby wypatrując kogoś. Rozejrzałam się, lecz nie zauważyłam nikogo, kto może go zainteresować. Niby miał lekki uśmiech na twarzy, lecz mimo to postanowiłam na razie trzymać się od niego na odległość. Nigdy nic nie wiadomo, dopóki sie kogoś lepiej nie pozna. Chwilę później pojawił się... Foma, który szedł z wysoko uniesioną głową, gotowy na zniszczenie lub uratowanie ducha. Nie znałam go jeszcze bardzo dobrze, lecz na tyle, że raczej mogłam liczyć na jego pomoc. Nie zauważył mnie, lecz poszedł dalej i bez problemów wszedł do biblioteki. Ciekawe zresztą, że nie ma tej czerwonowłosej (nadal nie wiedziałam jak się nazywa), spodziewałam się ją tu raczej zobaczyć. I wtem, gdy już miałam ruszyć za Fomą, ktoś na mnie od tyłu wpadł. Obróciłam się, by ujrzeć znajomego już rudzielca. Widać byliśmy skazani wiecznie na siebie wpadać. I to dosłownie! 
— Bardzo przepraszam — wymamrotał pod nosem, próbując zamaskować zmieszanie. No, ale, nie ukrawajmy, Yev nie umiał maskować zmieszanie. Uśmiechnął się więc tylko, przy czym oczy rozbłysły mu jak najprawdziwsze gwiazdy. To chyba było w nim najpiękniejsze, że umiał się po prostu cieszyć, jak dziecko. Może dlatego też zawsze robił sobie krzywdę. — O, cześć. Czyżby rozeznanie w terenie, której stronie idzie lepiej? — Powstrzymałam dużą ochotę parsknięcia śmiechem, bo czym spojrzałam na niego jakby z troską.
— Mówisz poważnie? Znajdujemy się pod budynkiem biblioteki, przed tym całym tłumem jest wejście. — Zaśmiałam się jeszcze raz. A myślałam, że to ja nie ogarniam szkoły. Chłopak zmieszał się chyba jeszcze bardziej, w każdym razie nic nie odpowiedział, więc ja zdecydowałam się podjąć jakąś akcję, zanim duch zostanie złapany i zjedzony przez nauczyciela od sztuk artystycznych. Złapałam go za rękę, żeby mi się więcej nie zgubił i pociągnęłam w stronę drzwi. — Chodź, idziemy do środka. — Obejrzałam się, czy nikt za nami, nie idzie, ale nie, wszyscy byli zajęci rozmową. Nacisnęłam klamkę, po czym z całej siły pociągnęłam drzwi, które jednak trochę ważyły. Nogą przekroczyłam niski próg, po czym szybko wskoczyłam do środka, a za sobą wciągnęłam dalej zdezorientowanego Yeva. Przytrzasnęłam sobie przy okazji palce. No cóż, zawodowym szpiegiem to ja nie zostanę, to pewne. Spojrzałam na palec, który powoli puchł, a następnie za okno, by upewnić się, że na pewno nikt za mną nie idzie. Na szczęście nie. 
Rozejrzałam się po bibliotece, lecz nikogo nie zobaczyłam. Tylko wiele regałów półek, z jeszcze większą liczbą książek. Moich ukochanych książek Pociągnęłam mocno nosem, wdychając ulubiony zapach. Wiele osób mówi, że nienawidzi go, bo pachnie stęchlizną i kurzem, ale moim zdaniem to było cudowne. Kojarzył mi się z ciepłem, herbatą, piekącym się jeszcze ciastem i jego słodkim smakiem. Również z rodziną, za którą teraz tęskniłam, pomimo tego, że chciałam bardzo wyjechać stamtąd. Najbardziej tęskniłam za braciszkiem, który choć najczęściej upierdliwy i nieznośny, to jednak był moim kochanym, młodszym bratem i za ciocią Zilką, które absolutnie nikt nie zastąpi. Doprawdy, czarownica jedyna w swoim rodzaju. 
— To co? Jakieś pomysły? — zapytałam, spoglądając na chłopaka, który wydawał się powoli rozgarniać sytuację — oprócz turlania się po ziemi, w nadziei, że duch do nas dołączy — dodałam ze śmiechem, rozglądając się, czy nie widzę gdzieś Fomy. Ale nigdzie nie ujrzałam jasnej czupryny chłopaka.


729 punktów dla drużyny A

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis