środa, 17 stycznia 2018

Bezwładnie [9]

— Nam pozostaje się delektować spokojem i ciszą. — I znowu ten dziewczęcy, cichy śmiech, wręcz chichot. W tym momencie była tak eteryczna, tak nieobecna, iż odnosiłem wrażenie, że jeszcze chwila i rozpłynie mi się w dłoni, zniknie i więcej nie wróci, a mi zostanie wrócić samotnie do uczelni. Dalej gładziła moją dłoń kciukiem, dalej wlepiała oczy gdzieś daleko, w rzecz, której dostrzec nie byłem w stanie, bo możliwe, iż siedziała tylko i wyłącznie w głowie mojej towarzyszki.
— Masz ciepłe dłonie. — Uśmiechnąłem się sam do siebie, słysząc to, co mówi. Możliwe, że nieświadomie, bo za chwilę chrząknęła i kątem oka dostrzec można było, że spuszcza delikatnie głowę, a jej policzki oblewa rumieniec. Piękny kolor. Wspaniale kontrastował z jej oczami, które mimo tego, że w tym momencie były lekko przymknięte, dalej przykuwały wzrok i wręcz krzyczały, jak to zielone nie są.
Ludzie dzielą się na tych, którzy komplementów nie mówią, bo nie, na tych, którzy rzucają na boki nawet tymi najbardziej obscenicznymi i na Wandę Przewalską, która po nawet najmniejszym [można to było w ogóle nazwać komplementem?] rumieni się, jakby co najmniej kogoś całowała przez dobre kilka minut.
— Dziękuję? — zamruczałem niepewnie, nie ukrywając uśmiechu, którego powstrzymać się po prostu nie dało. — Powinienem teraz ugrać tego przefantastycznego amanta, który występuje w każdym filmie i odpowiedzieć czymś podobnym, prawda? — Zaśmiałem się, ściskając przy okazji dłoń dziewczyny. — Uwielbiam cię, Wandziu. — Przytuliłem wierzch jej ręki do swojego policzka, nie licząc się z konsekwencjami, jakie mogło to za sobą pociągnąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis