Zaśmiała się gorzko, na co mi pozostało jedynie ściągnąć brwi w pełnym niezrozumienia geście, bo spodziewałem się każdej reakcji, lecz nie tej.
— Wszyscy się gubimy — odparła, szybko wybijając mnie ze stanu lekkiej niepewności do kanionu dezorientacji i wiecznych pytań, na które odpowiedzi nie było dane mi poznać.
Odnosiłem wrażenie, że im więcej czasu spędzam w tej szkole, im więcej ludzi poznaję, im więcej się dowiaduję, tym mniej wiem. Pytania, wieczne pytania, brak odzewu, brak dłoni, która by cię przez to wszystko poprowadziła.
Atlancka Wyższa Uczelnia była najlepszym wyborem, jaki mogłem podjąć, a jednocześnie największym błędem mojego życia, bo wyjścia z tutejszych spisków, anomalii i układów już chyba nie było. Raz wdepnąłeś w to bagno i niestety, ale nie zostanie ci nic innego jak tonięcie w nim, bez możliwości ucieczki, odcięcia się.
Musiałbym chyba całkowicie zmienić swoje dane osobowe i wyemigrować z matką do innego uniwersum.
Bo nawet gdy nie słyszałeś albo słyszałeś urywkami, bo nawet gdy byłeś we wszystkim zielony, to wiedziałeś trochę zbyt wiele. Zbyt wiele o Hopecrafcie, którego znać nie trzeba było, żeby wiedzieć, że coś jest z nim nie tak. Zbyt wiele o politykach, rodzicach dzieciaków stąd, którzy mają swoje za uszami. Zbyt wiele o miejscach, których nie znasz.
— Tak, zdecydowanie tu urokliwie. I cicho — dodała prędko, przywracając mnie do pionu.
— Mało osób to przyłazi. Z jednej strony to dziwne, z drugiej wychodzi to na bardzo duży plus. — Beznadziejna próba zagajenia tematu, w którą ani ja, ani dziewczyna nie wierzyła. Zostawało milczenie i masowanie palcami dłoni dziewczyny, mając nadzieję, że jakkolwiek uratuje się tę, jakże nieudaną scenę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz