wtorek, 16 stycznia 2018

Bezwładnie [6]

— Żałuję, że tak rzadko tu bywam — mruknął, opierając się o balustradę altanki i spoglądając na mnie. Dalej trzymaliśmy się za dłoń. Dobrze. Ja nie odwzajemniłam spojrzenia, patrząc gdzieś przed siebie, szukając odpowiedzi. — Urokliwie tu. — Nie odpowiedziałam.
Nawet nie zwróciłam uwagi na to, jak mocno ściskałam jego dłoń. Jak łapczywie łapałam oddech. Jaka byłam rozedrgana, roztrzęsiona i zagubiona. Nie wiedziałam, co działo się wokół mnie. Nie wiedziała, co działo się ze mną i to chyba było najgorsze, bo przecież zawsze miałam jakąś kontrolę, nawet nikłą, ale kontrolę. A teraz po prostu gdzieś zniknęłam.
Zabawne. Jak nie ja.
— Wando. — Moje imię padło z ust niebieskookiego chłopca i się rozpłynęłam, a przy tym wybudziłam, bo wszystko, co mówił, brzmiało tak jakoś dziwnie ładnie, a to w dodatku było coś mojego. — Wando, co się dzieje? Ogólnie, nie tylko z tobą — zapytał, a ja parsknęłam beznadziejnym śmiechem.
Wszystko i nic, dorastamy i rośniemy, oddychamy i nasze serca biją, zaczynamy rozumieć trochę więcej lub trochę mniej i...
— Wszyscy się gubimy — dokończyłam swoją myśl na głos, ponownie odpływając gdzieś daleko wzrokiem. — Tak, zdecydowanie tu urokliwie. I cicho.
Uśmiechnęłam się sennie. Dalej trzymał mnie za dłoń. Miał ciepłe palce. Przyjemne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

.
.
.
.
.
.
template by oreuis